Geoblog.pl    venividi    Podróże    Przez Rumunię - sierpień 2009    Dotarcie do cywilizacji, Fogaras i noc w Brasov
Zwiń mapę
2009
22
sie

Dotarcie do cywilizacji, Fogaras i noc w Brasov

 
Rumunia
Rumunia, Braşov
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 888 km
 
22 sierpnia 2009
Pobudka o 5.15. Chwilę później jakiś traktor minął drogą nasz namiot. Możliwie sprawnie się zebrałyśmy. Śniadanie, namiot, zęby. Po godzinie gotowe do drogi. Trasa chwilami jak ze „Stalkera” Tarkowskiego. Dzika natura, czasem jakiś wrak samochodu, przyczepa, kiosk (?). Ciągnęło się tak, jak dzień wcześniej, ale z większym optymizmem. W końcu zaczęły się zabudowania – kilka rezydencji i pensjonatów letniskowych. Znaczna część w budowie. Kiedy zaczął się asfalt z nadzieją wypatrywałyśmy każdego auta. Najpierw kawałek podrzucił nas pan budujący się w tamtej okolicy. Później koleś jadący do Fogaras. Pokazał nam skąd kursują autobusy do Brasov, wysadził przy głównym rondzie.
Szybki plan działania – autobusy co 2h za 9,5lei. Ok. Jedziemy o 12. Ponad 2h na zakupy i zwiedzanie. Zaczęłyśmy od marketu – śniadanie, coś na później. Z zakupami przeniosłyśmy się dalej. Na ławeczkę pod jednym z bardzo wielu zamków Drakuli. Tam kakao, mleko czekoladowe i miodowe oraz średnio dobre rogaliki. Najedzone i trochę odpoczęte przeszłyśmy się na teren zamku, obejrzeć stoiska z pamiątkami i badziewiami. Odbywał się jakiś festyn z okazji dni Fogaras. Spacer nie trwał zbyt długo. Korzystając z wolnego czasu przeszłyśmy na ławeczkę w cień, gdzie obcięłam paznokcie, czytałyśmy przewodnik, pisałyśmy. I tak jakoś czas się rozlazł. Zdążyłyśmy jeszcze tylko przejść obok budującej się cerkwi (wielka i imponująca w samym centrum), zajrzeć do środka, podejść do starej, nieco zniszczonej synagogi. Później autobus i w drogę. Trasa kręta, trochę nudnawa, z widokami na góry w oddali. W jakiejś wiosce mijaliśmy pochód ślubny z orkiestrą.
Autobus dowiózł nas prosto do autogara. Miałyśmy idealny plan, żeby złapać coś nocnego do Konstanty. Autobusów brak. Najwyżej poranny. Przeszłyśmy na dworzec kolejowy. Pani w informacji średnio miła, ale napisała nam dwa pociągi – ten o 2.34, o 10.40 w Konstancie pasował prawie idealnie. Co prawda miałyśmy problem z obczajeniem ceny... W końcu się okazało, że podróż będzie nas sporo kosztowała. Bez zniżki studenckiej rapidem – 60lej/os. Ale bez problemu z noclegiem i sporo czasu na zwiedzanie Brasov. Kupiłyśmy bilety, zostawiłyśmy bagaż w przechowalni (7lej/plecak) i na miasto. Centrum dość daleko. Upał niemiłosierny. Ale nigdzie się nam nie spieszyło. Przecież od 13 do 2.30 czasu jest mnóstwo.
Starówkę rozpoznałyśmy po bardzo turystycznym, pełnym hoteli, knajp, kantorów, obcokrajowców deptaku. Już wcześniej, poza strzałkami do „centru” kierunek wyznaczał nam wielki napis Brasov na wzgórzu. Niczym Hollywood.. Na starym mieście, jak rasowe turystki, wyciągnęłyśmy przewodnik i punkt po punkcie oglądałyśmy – czarny kościół, ratusz, dawniej wieżę wartowniczą, dom Hontera, cerkiew, do której wejście znajduje się wśród kamienic, między sklepami.
Po zwiedzeniu ważniejszych punktów na rynku, zjadłyśmy dość tradycyjny obiad w barze mlecznym. Ja zjadłam faszerowanego bakłażana. Mocno najedzone straciłyśmy chwilowo ochotę na lody. Uznałyśmy, że poleżymy w cieniu na murach miejskich. Przez willową dzielnicę Schei z protestanckim kościołem, obok kortów tenisowych, doszłyśmy do deptaka nad murami – trasy do kolejki Telecabina Tampa. Ławeczki w cieniu zajęte, ruch ogólnie znaczny, więc uznałam, że lepiej poleżeć na górze (choć do wjazdu nie byłam przekonana). Na stacji całkiem cicho i spokojnie. Wycieczka w obie strony – 10lej. Jagoda po górach nie chciała spaceru nawet w dół. Zanim przyjechała kolejka zrobił się tłum. Jak wsiadłyśmy, zaczęły się pchać jakieś dzieciaki. Na górze wyjście przez restaurację. I dalej szlakiem do panoramy. I zasuwający tłum – panie w szpilkach i balerinkach, panowie w japonkach, dzieci w crockach... I wszyscy pędem do panoramy. Na trasie jakaś turystka o wschodnich rysach pytała nas czy to na pewno tam, bo akurat zbliżałyśmy się do stromego wejścia i ona chyba wolała się zabezpieczyć przed niepotrzebnym lataniem tam i z powrotem. W końcu doszłyśmy do panoramy, czyli... wąskiej dróżki i metalowego tarasiku przy wielkim napisie „Brasov”. Zdecydowanie kiepskie miejsce na leżenie i odpoczynek... Pstryknęłam kilka zdjęć... Prawie na każde ktoś mi wlazł. A później – byle dalej od ludzi. Niestety trasa do kolejki i sama kolejka to wciąż wszechobecny tłum. Ale na dole udało nam się wybrać nieco spokojniejszą drogę na rynek. Tam uznałyśmy, że jednak chcemy przerwy. Mimo przygrzewającego wciąż słońca rozłożyłyśmy się na ławeczce pod ratuszem. Jagoda leżała, ja pisałam i się rozglądałam. Tak sobie odpoczęłyśmy. Kiedy nam się znudziło, stwierdziłyśmy, że można jednak iść do cytadeli, która jeszcze 1,5h wcześniej była za daleko – gdzieś na północnym skraju mapki centrum. Powoli ruszyłyśmy, rozglądając się za kolacją. Najpierw pomyliłyśmy drogę. Później wróciłyśmy, nieco pokluczyłyśmy małymi, przyjemnymi uliczkami. I w końcu po długim podejściu pod górę znalazłyśmy cytadelę, w której odbywało się wesele. Obeszłyśmy ją wkoło i wróciłyśmy na dół, gdzie się okazało, że w co drugiej knajpie jest wesele. Zeszłyśmy bardziej w stronę targu i sklepu non stop, żeby zrobić zakupy na podróż i nabyć coś do przegryzienia. Zajęło nam to nieco czasu, ale po wyjściu wciąż było wcześnie. Kierunek: centrum i szukanie kolacji. McDonald okazał się za drogi, kebaba nie znalazłyśmy. Trafiłyśmy do KFC na rynku. Za niecałe 7lej nawet się najadłyśmy. Posiedziałyśmy tam chwilę, ale głupio bez jedzenia. A poza tym chłodno. Więc przez McDonalda – lody za 1,5lei – na dworzec. Do pociągu miałyśmy chyba ze 3h. Kulturalnie usiadłyśmy, gadając głupoty, kontynuując rozmowę typu” „Pytania ze złotych myśli”. Jagoda smsowała z Mikołajem. Godzinę przed pociągiem kupiłyśmy sobie kawę za 1leję. Ze 30minut przed przeniosłyśmy się na peron, idąc za tłumami ludzi, którzy już tam zalegali. Pociąg się troszkę spóźnił. Nasz wagon okazał się być gdzieś na samym końcu, ale ostatecznie wsiadłyśmy. Przedział sześcioosobowy, były w nim już dwie osoby – małżeństwo w średnim wieku, jadące na wczasy. Dość szybko poszłyśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018