Geoblog.pl    venividi    Podróże    Przez Rumunię - sierpień 2009    ostatni dzień górskiego wędrowania
Zwiń mapę
2009
21
sie

ostatni dzień górskiego wędrowania

 
Rumunia
Rumunia, jakiś las nad strumieniem
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 857 km
 
21 sierpnia 2009
Fogarasze – dzień trzeci
Pobudka o 7.00 Luksus. Zebrałyśmy się w 1,5h. Jak ruszałyśmy, sąsiedzi z góry schodzili po wodę na śniadanie. My postanowiłyśmy ostatecznie zejść z Fogaraszy dłuższą trasą. Kawał drogi przed nami. Była ona dość cicha, choć ciekawa. Doświadczyłyśmy, jak fascynująco mogą spełniać się pragnienia z takim nadmiarem, że ma się ich dosyć...
Po powrocie na szlak ruszyłyśmy dalej połoniną. Półtora litra wody i skwar. Autentyczny upał i piekące słońce. I nie wiadomo, kiedy szansa na spotkanie strumyka. Koszmar. Kiedy wszystkie myśli krążą coraz bardziej pustej butelki i jeszcze wiatr zwiększa pragnienie... Byłam naprawdę sfrustrowana, kiedy zobaczyłam błoto pod butami. A później wypływającą tuż nad ścieżką, wodę! Cudowne uczucie, Piłyśmy , mimo że była lodowata, bez opamiętania. Po dłuższym postoju napełniłyśmy butelkę i ruszyłyśmy. Niedługo potem zrobiło się mgliście i chłodno. Wody przestało ubywać.
Zaledwie kilka godzin później, kiedy zaczęłyśmy schodzić wody miałyśmy już naprawdę dosyć. A do wieczora stała się ona jakimś przekleństwem. Że pora odbić ze szlaku stwierdziłyśmy na pewnej przełęczy, gdzie wiało, było zimno i już pół dnia szłyśmy, nie spotykając żadnego człowieka (ostatni ludzie tuż za polaną z chatką). Usiadłyśmy na szybkie drugie śniadanie, przyjrzałyśmy się mapie i się okazało, że nasze upatrzone zejście minęło nas nieoznaczone. Decyzja, że schodzimy na północ, mimo że na znaku widniały strzałki we wszystkie strony poza tym kierunkiem. Ale mapa miała rację. Wystarczyło przejść kawałek, by znaleźć wyraźne oznaczenie czerwonymi trójkątami.
Droga – kiepsko wydeptana – schodziła najpierw łagodnie, choć po kamieniach. Później pojawił się jeden strumyk, coraz szybciej rwący w dół. Po nim następny. I kolejny. A im niżej, tym szybsze i szersze. I stopniowo robiło się coraz bardziej stromo. Te 600 metrów zejścia okazało się koszmarem. Szlak kluczył jak mógł, przecinał strumyki w miejscach, gdzie dało się przejść. Po zmianach roślinności zauważało się zmianę wysokości. Naokoło huczały liczne wodospady. Buty się ślizgały, kamienie osuwały. Chociaż z perspektywy należy przyznać, że trasa była piękna! Dojście do poziomu lasu wypłaszczyło nieco drogę, zmniejszyło ilość kamieni i dało nadzieję, że to końcówka. Dodatkowo posiliłyśmy się nieco malinami. Do cywilizowanej drogi, którą wcześniej wypatrzyłyśmy na mapie, szło się ok. Później ruszyłyśmy tą drogą... W rzeczywistości różniła się ona od tego, czego się spodziewałyśmy z oznaczeń na mapie. Jej jakość była wątpliwa. Wielokrotnie płynęła przez nią woda, która wiecznie spływała z niekończących się zboczy po obu jej stronach. Miałyśmy wyjść z gór,a tymczasem w nich utknęłyśmy, nie wiedząc czy przed nocą znajdziemy jakiekolwiek miejsce do spania. Poza zboczami, chaszczami i stojącą wodą, nasze wątpliwości budziły liczne osuwiska ziemi i kamieni wchodzące na drogę. Strasznie. Poza tym byłyśmy zmęczone. Bolały nas nogi i plecy. I zaczynało robić się ciemno. W końcu zapadła szybka decyzja: TUTAJ. Miejsce lekko osłonięte od drogi, na w miarę szerokiej ścieżce wzdłuż strumyka. Co prawda dróżka nieco kamienista, ale przynajmniej sucha. No i nie wiało. Do tego, że rwąca woda huczy tuż koło nas dało się przyzwyczaić. Choć wywoływało to nieco różne omamy słuchowe.
Naprawianie namiotu, rozbijanie się, szybka kolacja i spać. Jeszcze chwilę próbowałam złapać zasięg. Skutek marny, ale sms doszedł. Jak się kładłyśmy było prawie ciemno.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018