W końcu zatrzymał się samochód. Za kierownicą siedział młody chłopak. Gadał przez komórkę, grzebał w papierach, gadał z nami i przerzucał rzeczy, żeby zrobić nam miejsce. Coś rzuciłam cicho ironicznie, że uwielbiam ludzi z podzielną uwagą. Wsiedliśmy, on w końcu skończył gadać, powiedział, że jedzie do Grudziądza, zamontował GPSa i ruszyliśmy. GPS szybko odpadł od szyby i zajął się nim siedzący z przodu Tomek. On też przekazywał, co GPS mówi.Chłopak opowiadał, że jest z Wrocławia i stamtąd jedzie do Grudziądza służbowo, a jeszcze tego samego dnia chce wrócić. Rozmawiając z nami zerkał na GPSa, bawił się komórką... No i w końcu stało się... Wjechał ze skrzyżowania w trzycyfrową dwupasmówkę. Pod sklepem na drodze stał samochód. Nasz kierowca nie zwrócił na niego uwagi. A kiedy w niego wjeżdżaliśmy, a Tomek krzyknął, on ponoć nacisnął w tym momencie gaz, zamiast hamulca. Mocno nami trzepnęło. Huk był koszmarny. Przejechaliśmy jeszcze dobre kilka metrów. Samochód przed nami miał cały tył strzaskany, Oczywiście szybko zrobiło się zamieszanie – atrakcja we wsi. My byliśmy w lekkim szoku. Nasz kierowca był chyba przerażony. Przeprosił nas, powiedział, że życzy powodzenia i żebyśmy łapali dalej przy trasie gdańskiej.. Chwilę postaliśmy, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i potrzebując ochłonąć. Później pożegnaliśmy się i chyba z wyrzutami sumienia, że było w tym trochę naszej winy, poszliśmy łapać dalej. Jeszcze zanim się ustawiliśmy, Agnieszka opowiedziała, że znajomi jej znajomej zginęli w wypadku jadąc na stopa. Super.