Za zjazdem na Ciechocinek miejsce na łapanie stopa. Szczególnie luksusowe nie było, ale znów poszło szybko. Starszy pan w aucie z futrzanymi fotelami w ohydnym żółtym kolorze. Jechał do Torunia, więc uznał, że lepiej, jak nas wysadzi przy obwodnicy. Przeczuwaliśmy problem, ale chyba nie mieliśmy wyjścia. Ruch mały, brak miejsca, gdzie można się zatrzymać, błoto na poboczu... A przed nami roboty drogowe i Wisła. Ja dość szybko zwątpiłam. Chciałam wrócić i przejechać przez Toruń autobusem lub iść do przodu. Tomek dał się przekonać i już ruszaliśmy, mimo sprzeciwu Agnieszki. Ona jeszcze zamachała i z piskiem opon zatrzymała się furgonetka. Facet jechał tylko do Torunia, ale zawiózł nas do zjazdu. Pod wiaduktem. Jeden pas plus pas zjazdowy, ruch mały, fazowy... Bardzo kiepsko. A na dodatek zaczynało robić się zimno. Skorzystaliśmy z pobliskich krzaków i zaczynało robić się nudno.