Dodaj swój komentarz
Treść*:
Podpis*:

* - pola obowiązkowe
   
Geoblog.pl    venividi    Podróże    Polskie wybrzeże trochę inaczej - 20-25.09.09    znów w Gdańsku
Zwiń mapę
2009
24
wrz

znów w Gdańsku

 
Polska
Polska, Gdańsk
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 474 km
 
24 września 2009
Łeba – Gdańsk
Wstaliśmy wcześnie... Ale wyjście z namiotu, zebranie się i złożenie go trwało dość długo. Rafał zdecydowanie nie miał ochoty na pobudkę i na nasze, prawie siłowe próby podniesienia go reagował swoim tradycyjnym: „Jaka Ania!” Na co my mogłyśmy, co najwyżej odpowiedzieć: „Jaki Rafał!”. Dopiero robiące się śniadanie zdołało go wygrzebać ze śpiwora. Nie przejmując się trwającymi tuż koło nas przygotowaniami do imprezy żeglarskiej, zjedliśmy, pozmywaliśmy w mocno wzburzonym morzu, złożyliśmy namiot... Nie spieszyło nam się strasznie, więc poszliśmy jeszcze na koniec zabudowań przy ujściu Łeby, przez które fajnie przelewały się wysokie fale i gdzie mocno wiało. Chwilę się powygłupialiśmy, porobiliśmy zdjęcia i w dobrych nastrojach ruszyliśmy w stronę trasy wyjazdowej z Łeby. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na kawie i ciastku w bardzo przyjemnej kawiarni zaraz przy głównej ul. Kościuszki. A później już prosto za miasto.
Chwilę postaliśmy na przystanku, machając na nieliczne samochody wyjeżdżające w stronę Lęborka, przepuściliśmy jakiegoś busa i w końcu bez pośpiechu zaczęliśmy zmierzać przed siebie. Nie uszliśmy daleko, kiedy na zakręcie zatrzymał się samochód, który zabrał nas, do znanego nam już Charbrowa. Kierowca wysadziła nas przy kościele, więc skorzystaliśmy i weszliśmy do środka. Później przeszliśmy się jeszcze do sklepu, żeby kupić sobie coś dobrego do jedzenia. Spędziliśmy tam jakoś strasznie dużo czasu, ostatecznie zaopatrując się w bułki i kiełbasę. Zajadając usiedliśmy na przystanku i machaliśmy na przemian. Jeszcze przeżuwaliśmy, kiedy zatrzymał się samochód. Kierowca, młody chłopak, jechał do Lęborka. Zawiózł nas jednak kawałek za miasto, stwierdzając, że kiedyś, jak jeździł stopem, ludzie też tak robili. W ogóle bardzo miło nam się rozmawiało i ten kawałek drogi jeszcze bardziej poprawił nasze, i tak dobre, nastroje. Wysadzeni za Lęborkiem, przy sklepie ogrodniczym, w miejscu idealnym do łapania stopa, jak to zazwyczaj bywa, spędziliśmy sporo czasu... Ruch duży, zarówno TIRy, jak i puste osobowe... I nikt nie chciał się zatrzymać. Na dodatek wciąż wiało i zrobiło się nawet trochę chłodno. Grzaliśmy się, przytulając we trójkę :) Bardzo skuteczna metoda. W końcu zatrzymała się, łamiąc wszelkie stereotypy, raczej młoda, elegancka kobieta w samochodzie na warszawskich numerach. Jechała do Gdańska. Wracała z jakiejś konferencji. Z tej podróży zapamiętałam głównie to, że w samochodzie ładnie pachniało i grał jakiś fajny jazz. W czasie długiej drogi nieco wypytywała, trochę opowiadała, ale większość podróży upłynęła milcząco.
Tak znów znaleźliśmy się w Gdańsku. Do miasta wjechaliśmy od strony Oliwy (bardzo przyjemna trasa). Serdecznie podziękowaliśmy, pożegnaliśmy się i już komunikacją miejską dojechaliśmy do centrum. Tam skierowaliśmy się w stronę Stoczni Gdańskiej, gdzie spędziliśmy dłuższą chwilę. Później wzdłuż stoczni doszliśmy nad Motławę, do żurawia, przez Starówkę. Już po ciemku, prawie kończąc nasz pobyt na Starym Mieście, doszliśmy do ławeczki internetowej. Obraz z niej można cały czas oglądać na żywo w internecie (www.gdansk.pl/kamera). Zajadając tam czekoladę, napisaliśmy i zadzwoniliśmy do kilku osób, żeby mogli się upewnić, że wciąż żyjemy.
Sporą część wieczoru zajęło nam... Szukanie alkoholu w małej buteleczce. Chcieliśmy zrobić prezent dla Mirka – morska woda, piasek i muszelki w takiej buteleczce. A przy okazji, żebyśmy ten alkohol z chęcią wypili. W końcu żubrówka stała się jednym z wielu biedronkowych zakupów. Ostatnia noc – w planach mieliśmy zakończeniową imprezę, więc trzeba było kupić trochę jedzenia. Obładowani zakupami przeszliśmy na przystanek pod dworcem, żeby tramwajem dotrzeć na plażę w Stogach. Po dość długiej jeździe i spacerze wzdłuż deptaka z pozamykanymi knajpami i płatnymi łazienkami, które zainspirowały nas, że przed drogą następnego dnia z rana moglibyśmy z nich skorzystać, doszliśmy na plażę. Okazało się, że mimo później pory trochę ludzi jeszcze się tam kręci. Na dodatek dość głośny hałas dobiegał z pobliskiego nowego portu. Dlatego przeszliśmy kawałek na wschód, żeby wyjść na kawałek plaży, gdzie nie sięga światło i tam rozbiliśmy namiot, zostawiając na zewnątrz jedzenie, którego, jak się okazało, mamy całkiem sporo.
Żubrówka z colą zeszła dość szybko, słodycze znikały raczej powoli, a my, zamiast „imprezować” siedzieliśmy milcząco, patrząc trochę w niebo, trochę w morze. W końcu uznałyśmy z Anią, że musimy jakoś rozruszać Rafała. Aktywizacja nie wychodziła nam jednak za bardzo, ponieważ jakoś nie umiałyśmy się z nim bić, jak on nie zaczynał, a wręcz siedział spokojnie prawie nie reagując. Na szczęście on w końcu postanowił nam pomóc... Wziął Anię na plecy i chciał ją wrzucić w ciuchach i skarpetkach do wody. Z daleka obserwowałam, jak zbliżają się do wody, słyszałam jakieś krzyki i śmiechy i w końcu, kiedy wrócili okazało się, że Ania jest sucha, a Rafałowi w realizacji planu przeszkodziła... kochająca się na plaży para. Przynajmniej Ania twierdziła, że ona tam była. Rafał nie miał okularów, więc nie był do końca przekonany. Później nawet chciał iść sprawdzić, ale w końcu uznaliśmy, że zakładamy, że tam byli i nie będziemy im przeszkadzać. Po jakimś czasie śmiechów i rozmów, stwierdziliśmy, że idziemy spać. Zwłaszcza, że przed nami ciężki dzień i przydałoby się wcześnie wstać...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018