Geoblog.pl    venividi    Podróże    Polskie wybrzeże trochę inaczej - 20-25.09.09    Ruchome wydmy
Zwiń mapę
2009
23
wrz

Ruchome wydmy

 
Polska
Polska, Łeba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 391 km
 
23 września 2009
Łeba
To była ciężka noc. Zimno, padało, ale najgorszy był wiatr... Chyba wszyscy budziliśmy się co chwilę, zastanawiając się, czy namiot jeszcze stoi, czy już odleciał. Rano okazało się, że bardzo dzielnie wytrzymał te trudne warunki. Wyglądał dość marnie, ale stał.
Nie do końca wyspani i trochę niechętni do wychodzenia na zewnątrz, zjedliśmy w namiocie bez pośpiechu śniadanie. Spakowaliśmy zasypane piachem plecaki (po pół roku w moim ciągle znajduję łebski piasek) i szukając pozytywów w tym, że idziemy na wydmy, czyli możemy wybrać drogę lasem i nie wystawiać się na groźne i nieprzyjemne powiewy, ruszyliśmy w drogę.
Po minięciu przystani i dotarciu do głównej drogi – postój na sklep i jedzenie krówek. A później już bez ociągania na szlak w stronę wydm. Kiedy szliśmy pustą drogą przez las, zaczepił nas inny wędrowiec z plecakiem. Po dłuższej rozmowie okazało się, że to Kuba Terakowski, autor znanego mi Pocztu Bałtyckich Włóczykijów (http://terakowski.republika.pl/poczet.htm). On poopowiadał o sobie i swoim chodzeniu, my o naszym autostopowo - pieszym podróżowaniu, ja o mojej przygodzie z pieszym przejściem polskiego wybrzeża. Wymieniliśmy się numerami i każdy poszedł w swoją stronę (on do Łeby). I dalej przed siebie przez las. Trasa raczej monotonna. Każdy oddał się swoim myślom. Tak, prawie że w milczeniu dotarliśmy do Rąbki. Tam kupiliśmy bilety do Parku Narodowego i lasem, trafiając na liczne, czasem bardzo hałaśliwe grupy turystów, maszerowaliśmy sobie w stronę wydm. Znów oddaliśmy się bardziej kontemplacji niż rozmowom. Od czasu do czasu bawiliśmy się w kopanie szyszki. Nieco ożywiliśmy się przy wyrzutni, gdzie chcieliśmy wejść na punkt widokowy, jednak cena za bilet nas zniechęciła i uznaliśmy, że przejście się na pomost nad jezioro Łebsko nam wystarczy. Tam posiedzieliśmy chwilę, porobiliśmy zdjęcia, poobserwowaliśmy i nieco ożywieni ruszyliśmy w dalszą drogę – do wydm już blisko!
Przy wydmach, za parkingiem dla rowerów zrobiliśmy sobie postój kanapkowy. Pod mocno obudowaną wiatą, która chroniła na tyle dobrze, że uznaliśmy, że nawet do spania by się nadawała, zjedliśmy drugie śniadanie. Posileni przeczytaliśmy z zainteresowaniem tablicę informacyjną o wędrówkach wydm, Ania pogadała chwilę z Niemcami, których zainteresowały nasze duże plecaki i ruszyliśmy zdobywać. Z góry wywiera to niesamowite wrażenie. Nawet wiatr przestał nam przeszkadzać – dzięki niemu wydmy wędrowały na naszych oczach. Porobiłam trochę zdjęć, powygłupialiśmy się, pozachwycaliśmy i przez góry piachu dotarliśmy do plaży. W drodze powrotnej miało nam wiać w plecy, więc zdecydowaliśmy się na powrót brzegiem morza. Okazało się, że nawet pomagające powiewy bardzo męczą. Dlatego postanowiliśmy pozwolić sobie na chwilę przerwy. Zatrzymaliśmy się między drzewami na podmytej wydmie, z widokiem na morze, ułożyliśmy na plecakach i... poszliśmy spać. Obudziła nas wycieczka konna, której uczestniczki zatrzymały się przy naszym legowisku. Rozbudzeni, w dobrych nastrojach, skierowaliśmy się znów w stronę Łeby. Z plaży zeszliśmy w okolicach Rąbki, licząc, że o tej porze ruch będzie większy niż rano i ktoś nas podrzuci do miasta. Po dłuższym spacerze w końcu zatrzymał się pan w dużym aucie na warszawskich numerach. Nie był specjalnie rozmowny, ale i tak oburzył nieco Anię, kiedy w rozmowie z Rafałem stwierdził, że dobrze tak z dwoma dziewczynami, bo „zawsze któraś ma chęć”. Taa...
Wysadzeni w centrum Łeby mieliśmy w planach zwiedzanie, zakupy, obiad, szukanie nowego miejsca noclegowego... Po zjedzeniu drożdżówek nabraliśmy trochę sił na spacerowanie po mieście. Obiad zjedliśmy w przyjemnej knajpie zaraz za mostkiem. Zakupy (przede wszystkim grzaniec) zrobiliśmy w sklepiku niedaleko plaży. Później pobawiliśmy się na placyku i, kiedy zrobiło się ciemno, przeszliśmy parkiem w kierunku plaży, myśląc powoli o rozbijaniu się... Po tej stronie Łeby okazało się to dość trudne. Na plaży, poza wielką rurą na powierzchni, licznymi knajpkami, dużą ilością ludzi, wciąż silnie wiało. Przeszliśmy się kawałek w towarzystwie śmiesznego, małego psiaka, który się do nas dołączył. Ostatecznie postanowiliśmy wrócić tam, gdzie spaliśmy poprzedniego dnia... Minusem tego miejsca, poza wiatrem, była zaczynająca się następnego dnia impreza żeglarska. Cała drogę przez miasto zastanawialiśmy się, jak te problemy rozwiązać. W końcu na miejscu, przekonani coraz silniejszymi podmuchami i wspomnieniem poprzedniej nocy, rozbiliśmy się... w wejściu na plażę. Ponieważ ruch był jeszcze całkiem spory, zanim postawiliśmy namiot, położyliśmy się na plecakach, zrobiliśmy na butli grzańca, pogadaliśmy. Już zasypiając, rozbiliśmy się i nastawiwszy budziki na wczesną porę, poszliśmy spać. Później wyliczyłam, że zrobiliśmy w ciągu dnia na piechotę ok.20km.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018