Geoblog.pl    venividi    Podróże    Rowerem wokół Tatr - maj 2009    widoki, zamek, pszczoły, Strbskie Pleso...
Zwiń mapę
2009
22
maj

widoki, zamek, pszczoły, Strbskie Pleso...

 
Słowacja
Słowacja, Starý Smokovec
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 82 km
 
Pobudka coś ok. 8. Zasłużyliśmy sobie po długiej trasie i nocy w pociągu. Śniadanie, pakowanie się, robienie herbaty i kawy do termosu – nawet dość sprawnie. Nie wiem, o której wyjechaliśmy, ale chyba było dość wcześnie.
Pierwszy odcinek do Liptovskiego Mikulaša bardzo przyjemny – drzewa, pola rzepakowe, po prawej i po lewej góry. Na dodatek prawie po płaskim, z tendencją raczej w dół. Mimo że straszyli wszyscy deszczem, nawet słońce chwilami przygrzewało, a chmury były na tyle wysoko, że nie psuły widoków. Niedługo po starcie, jeszcze w Matiašovcach, zatrzymaliśmy się przy renesansowym kościółku św. Władysława, z XVI wieku, otoczonym kamiennym murem obronnym. Choć kościółek był zamknięty, z zewnątrz też ładnie wyglądał.
Kolejny postój przy Tatralandii. Z Tomkiem mieliśmy chyba wielką ochotę zatrzymać się na dłużej i z nadzieją patrzyliśmy na krople deszczu, który właśnie zaczął mżyć. Ale to by znaczyło stracenie zyskanego dzień wcześniej dnia i zrezygnowanie z chodzenia po górach. Tego nie chcieliśmy, więc po pstryknięciu kilku fotek tej naprawdę wybajerzonej wiosce rozrywki, ruszyliśmy do Mikulaša.
Liptovský Mikuláš okazał się, przynajmniej dla mnie, mało przyjemnym, dużym miastem,
przez które trzeba było się przebić. Cieszę się, że tam nie spaliśmy. Zrobiliśmy sobie dwa krótkie przystanki na zastanowienie się i na cukierki, i jeden dłuższy przy cukiernio-piekarni, która skusiła zapachami. Rafał i Tomek zjedli lody, ja i Mirek drożdżówki.
Zaopatrzyliśmy się w chleb, odpoczęliśmy pod parasolem i ruszyliśmy dalej.
Trasa do Liptovskiego Horodoka nie była specjalnie przyjemna. Dużo samochodów, sporo dużych, jazda poboczem wątpliwej jakości. W Gródku (znaczy Hradzie) odbiliśmy w boczną drogę, gdzie wciąż był ruch, ale mniejszy. Przy zamku, z którego zrobili hotel i
restaurację, i z daleka wygląda całkiem atrakcyjnie, zjechaliśmy, by go obejrzeć. Z bliska prezentuje się gorzej, ale Rafał wypatrzył punkt widokowy, więc spięliśmy rowery
i przeszliśmy się na górę.
Spacer dość krótki. Stamtąd zamek wygląda jeszcze gorzej, ale popstrykaliśmy trochę zdjęć, popatrzyliśmy sobie i, przechodząc obok stawu z małymi kaczuszkami (znów chwila przerwy), wróciliśmy do rowerów. Zanim zdążyliśmy je odpiąć (tzn. odpięliśmy, ale wciąż stały jeden na drugim), usłyszeliśmy niepokojący dźwięk i dość szybko usunęliśmy się z ich okolicy. Koło drzewa, kilka metrów dalej, roiły się pszczoły! Na dodatek rój się nieco przesuwał i uznaliśmy, że bezpieczniej chwilę odczekać. Po dłuższym momencie Tomek stwierdził, że zaryzykuje. Za nim ruszyłam ja.. I w końcu wszyscy, dość sprawnie i szybko przestawili swoje rowery kilkanaście metrów dalej. Mirek jeszcze zdjęcia próbował robić (później się okazało, że całkiem skutecznie), ale nie trwało to już długo. Pojechaliśmy dalej.
Kolejny punkt na trasie: Pribylina. Co prawda droga ją trochę omija, ale my wjechaliśmy do wsi, która okazała się całkiem przyjemna, i przy skwerku nad strumykiem zjedliśmy bardzo miłe drugie śniadanie.
Mirek zaprezentował nam co zrobić z mielonką, żeby lepiej wchodziła – posmarował ją dżemem;) W tej miejscowości zrobiliśmy jeszcze dwa postoje – krótki na Mirka
zdjęcie Krywania i dłuższy na sklep – pieczywo i Złotego Bażanta (fuj!).
Następny odcinek to dużo postojów – moich indywidualnych, w mniejszej grupie lub
wszystkich. Niektóre dłuższe, inne krótkie. Niedaleko za Pribyliną mieliśmy stanąć w lesie na krzaki. Ponieważ goniły nas chmury, za radą Mirka, odłożyliśmy ten moment. I kiedy zaczęło padać, po naszej prawej stronie, za zakrętem wyłoniła się drewniana chatka (jeszcze budująca się, pozamykana, ale) z daszkami z każdej strony. W tych
przyjemnych warunkach przeczekaliśmy ulewę. Większość załatwiła swoje potrzeby, Rafał pobiegał bez koszulki, Tomek pograł na harmonijce :) Kolejne postoje były, przynajmniej dla mnie, jeszcze bardziej wymuszone. Kompletnie nie miałam siły (…) A
droga ciągnęła się i ciągnęła pod górę. Po momencie wypłaszczenia, kiedy zaczynaliśmy się wspinać na najwyższy (no, prawie) punkt na naszej trasie, jechało się już całkiem sprawnie. I na górze, przed zjazdem i kolejnym podjazdem do jeziora, zatrzymaliśmy się na zachwycanie widokami :) Przy okazji zdjęcia, czekolada, herbata. Nieco nas przewiało, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że chwilowo znów wyszło słońce. Było pięknie:)
Zjazd dość krótki, ale stromy. Ja zatrzymałam się raz na zdjęcia i ogólnie nie zależało mi na prędkości, bo podziwiałam widoki. Znów zaczął się podjazd, ale wszystkich
gnało to, że miał być dość krótki. Na rozstaju dróg, gdzie zatrzymał nas wybór – już Smokovec czy Štrbské Pleso – wybraliśmy trasę pod górę – nad jezioro. Dość szybko tego pożałowałam ;P Podjazd był chwilami bardzo stromy. A na pewno bardzo długi. Bo się okazało, że jak już się wjechało do miejscowości, to jeszcze do jeziora trzeba kawał pod górę zasuwać. Ale, jak już się zdecydowaliśmy...
Przeklinając, po kocich łbach, dotarliśmy wreszcie do celu! :) Jezioro ładne, góry przyjemne, satysfakcja ze zdobycia 1250m.n.p.m. (a inne źródła podają, że nawet 1350m.n.p.m.)!!!
Trochę fotek, podziwiania i... w dół :D Super długi, ładny zjazd. Imponujące szczyty. Krajobraz po wichurze z 2004 roku – wszędzie połamane, powyrywane drzewa, poodwracane pnie. Pusto. Fantastycznie odsłonięte góry. Nieco straszne, ale
też trochę niesamowite.
W Nowym Smokovcu zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Głównie Rafał i Mirek
jeździli. Okazało się, że będzie ciężko znaleźć coś taniego :/ A wiatr wiał coraz silniej. I ewidentnie zanosiło się na burzę. Lub przynajmniej mocny deszcz. Po przejechaniu Novego i Starego Smokovca już chcieliśmy skręcać w stronę Popradu, kiedy między
torami zauważyliśmy dom z szyldem „Privat”. Szybka decyzja, żeby tam zajrzeć. Po negocjacjach Mirka pan zgodził się na cenę 8 euro. A my zadecydowaliśmy, że
w takim razie zostajemy tam na dwa dni!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018