Geoblog.pl    venividi    Podróże    Rowerem z Przemysla do Odessy - lipiec2009    b.górzyste i odludne pogranicze, widmowa Kodyma, ukraińscy znajomi i nocna jazda
Zwiń mapę
2009
15
lip

b.górzyste i odludne pogranicze, widmowa Kodyma, ukraińscy znajomi i nocna jazda

 
Ukraina
Ukraina, przed Bałtą
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 526 km
 
15 lipca 2009
Trasa: nocleg – Kryzhopil – Pischanka – Bashtankiv – Kodyma – Ivashkiv – rżysko przed Baltą
Крижопіль – Піщанка – Баштанків – Кодима - Івашків
dystans: 90,47km; Vśr: 15,5km/h; czas: 5h 49min

To był bardzo długi dzień. Zaczęło się wcześnie po miłej nocy, szybko, sprawnie, wyspani, po śniadaniu ruszyliśmy ok. 9.30 w stronę Крижопіль. Pierwszy odcinek całkiem płaski, średnia prędkość prawie 20km/h. Ale wesoło o bezboleśnie nie mogło być
za długo… Najpierw upał. Grzało mocno już od samego rana. Mnie ciepło wygnało z namiotu ok. 6.15, potem było tylko cieplej :P
Poza tym bez górek byłoby nudno. Jak już pojawiły się podjazdy, to długie i strome. Biedne mięśnie… Na trasie Крижопіль – Піщанка zmachaliśmy się i spociliśmy mocno, ale po asfalcie. Tak…. Później, jak można się domyśleć, zrobiło się gorzej.
W Піщанкe krótki postój przy jednym sklepie, gdzie nic nie kupiliśmy, ale wzbudziliśmy zainteresowanie, Marek został posądzony o bycie moim mężem, ja o to, że na pewno mam dzieci. Pod sklepem spotkaliśmy panią w różowym, która opowiadała, że była kiedyś w Polsce. Poza tym naszą uwagę zwróciły laski zasuwające po kamienistej drodze z wózkami, wystrojone, jak na imprezę.
Kolejny postój przy głównym rondzie. Atrakcje: zakupy i pogrzeb ;) A przed wyjazdem z miasta jeszcze wielka głowa Lenina ;P
Za chwilę znów kolejna przerwa, po kilku mocnych podjazdach (na jednym chciał mi towarzyszyć pan na skuterze ;P). Postój na drugie śniadanie (okazało się, że Mirka jogurt kupiony na poprzednim postoju jest spleśniały), obcinanie paznokci, drzemkę, przegryzkę przed drogą…;)
Niedługo po starcie skończyła się przyzwoita nawierzchnia. Pojawiła się biała ubita droga ze żwirkiem, pofalowana dość mocno. Szybko się zmęczyliśmy. Od czasu do czasu postoje. Zatrzymaliśmy się np. na sesję zdjęciową w słonecznikach. Kilka razy w jakimś cieniu na odpoczynek, przed stromym zjazdem, żeby go wspólnie skomentować. Z tego odcinka najbardziej chyba zapamiętam radę Marka: „Jak puszczą hamulce, skręcajcie w krzaki”. Mi działał tylko przedni hamulec, więc radę wzięłam sobie bardzo do serca :p Po ostrych zjazdach strome podjazdy… I w końcu jakaś cywilizacja. Choć wioska trochę jakby na końcu świata, gdzie czas się zatrzymał już jakiś czas temu. Ale wystarczyło
przejechać kawałek i wśród ruiniastej wiochy trafiliśmy na sklep, pod nim dwie łady, a naprzeciw wielki pomnik pamięci żołnierzy armii radzieckiej. Kolejna atrakcja przy wyjeździe z wioski. Poza namalowaną Ukrainką z chlebem sierp i młot. I znów kilka młodych wystrojonych dziewczyn z wózkami.
Po zjeździe w dół z wiochy zatrzymaliśmy się pod morelą. Na dodatek droga nam się rozdzielała i nie do końca byliśmy pewni, którędy dalej, dlatego przerwa trwała znów
dłuższy moment. Potem, w większości podprowadzając, wysuszoną, spękaną drogą ruszyliśmy pod górę. Znaleźliśmy się na wysokości Kodymy, która gdzieś między drzewami pojawiała nam się od jakiegoś czasu.. Naiwnie wierząc, że to już po prostym, zaczęliśmy rozmawiać o obiedzie. A tu za chwilę zjazd. Wiocha ze studnią, ale woda ponoć niepitna. Wiśnie. I ludzie, mówiący, że Kodyma jest blisko. W końcu, po jakimś
kolejnym długim podjeździe przez wielu pokonanym bardziej dzięki sile woli i myślom o obiedzie niż możliwościom mięśni, dotarliśmy.
W Kodymie prędko okazało się, że bardziej opłaca nam się ominąć centrum (a właściwie całe miasto), a jadąc dalej, prawie po drodze mamy hotel z restauracją. I tak trafiliśmy do Івашків, gdzie zatrzymaliśmy się zapytać o hotel. Nagle się okazało, że o hotelu nikt nie wie, ale jest bar. Nam to w sumie starczało mniej więcej. Zwłaszcza, że już i tak zjechaliśmy z głównej drogi, zapuściliśmy się dobrych kilka kilometrów w jakąś dolinę. I chcieliśmy jeść ;P
Ja zrobiłam zakupy w sklepie położonym przy barze, chłopaki zamówili obiad. Na jedzenie czekaliśmy dość długo, zdążyliśmy zintegrować się z połową wsi. Ewa znalazła
adoratora – Ebгeнийa. Reszta opowiadała o wyprawie i Polsce. Po raz kolejny stanowiliśmy ogromną atrakcję! :) Po zjedzeniu wielkiego obiadu zaczęliśmy się zbierać. Ebгeний wziął Radka i poszli po zsiadłe mleko. Właścicielka baru przyniosła nam chipsy i czekolady. Wszyscy mężczyźni od najmłodszych (na oko z 10lat) do najstarszych kombinowali najlepszą trasę i miejsce do kąpieli.
Już wcześniej przekonaliśmy wszystkich, że niestety nie możemy zostać u nich i rozbić namiotu na boisku szkolnym, bo musimy jechać dalej. W końcu kilku chłopaczków podwiozło nas nad rzekę, gdzie opłukaliśmy się z Ewą i Mirkiem. I w dalszą drogę.
Po ciemku zrobiliśmy ponad 13km. I jechało się super. My oświetleni, droga mało ruchliwa, niezłej jakości, ciepło, ale znośnie. Przez jakiś czas ciągnęły się za nami dzieciaki z wioski. Trzy osoby na dwóch rowerach. Nieoświetleni. Trochę się tego obawialiśmy, więc Mirek został z tyłu pogadać z nimi. Powiedzieli, że się ładnie świecimy, im się lampki podobają, dlatego jadą ;) Ale po rozmowie zawrócili. My, gdyby nie to, że trzeba było szukać noclegu, jechalibyśmy dłużej. A tak rozbiliśmy na rżysku przy drodze, popatrzyliśmy dłuższy moment na gwiazdy i wciąż najedzeni po obiedzie, bez kolacji, poszliśmy spać. Radek na zewnątrz, pod gołym niebem :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018