Geoblog.pl    venividi    Podróże    Polskie wybrzeże trochę inaczej - 20-25.09.09    Chałupy-> Władysławowo-> Rozewie-> Łeba
Zwiń mapę
2009
22
wrz

Chałupy-> Władysławowo-> Rozewie-> Łeba

 
Polska
Polska, Łeba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 389 km
 
22 września 2009
Chałupy – Władysławowo – Rozewie – Łeba
Z rana spacer. Najpierw do Władysławowa. Tam zwiedzanie wesołego miasteczka, do którego weszliśmy, bo z naszej strony było tak nie do końca zamknięte. Co prawda szybko się zorientowaliśmy, że już jest po sezonie, ale na informację „zakaz wstępu” trafiliśmy dopiero przy wyjściu. Ciekawe miejsce takie opustoszałe wesołe miasteczko.
Po wyjściu ruszyliśmy od ratusza do głównej ulicy. Przy dworcu zrobiliśmy sobie krótką przerwę na gofry. Moment później kolejny postój u Chrystusowców, gdzie weszliśmy na chwilę do kościoła (Ania i Rafał zgodzili się ze mną, ze ma bardzo przyjemną atmosferę). Pokazałam im mój i Jagody nocleg sprzed dwóch lat, kiedy nie chcieli nas przenocować na parafii i musiałyśmy sobie radzić same, bez namiotu. Na promenadzie jakiś czas poleżeliśmy na ławeczce, ale szybko nam się znudziło i Rafał wymyślił, że można wziąć do baniaka wody i wykąpać się na plaży. Słodkiej wody nabrał z fontanny.
Zeszliśmy na plażę, gdzie się okazało, że mimo końca września jest sporo ludzi. Przeszliśmy więc trochę, szukając bardziej odludnego miejsca. Kiedy zrobiło się trochę bardziej pusto położyliśmy się, żeby odpocząć i trochę poopalać. Słońce co prawda świeciło, ale i tak mieliśmy na sobie polary i osłanialiśmy się plecakami, bo wiał bardo nieprzyjemny wiatr. Mimo zimna ostatecznie się wykąpaliśmy. Z mydełkiem w morzu, włosy płukane na plaży z baniaka. Wesoło było.
Już czyści, szybko ubraliśmy się ciepło i, żeby się rozgrzać, ruszyliśmy dalej. Widząc latarnię na Rozewiu, uznaliśmy, że nie chce nam się już iść plażą i weszliśmy na górę. Po przyjemnym postoju przeszliśmy w stronę głównej ulicy. Kiedy doszliśmy, przez chwilę zastanawiałam się czy to ta. Sezon się skończył, więc tam... pustka. W wakacje normalna, całkiem ruchliwa droga, a teraz – wymarła. Ruszyliśmy żwawo, machając co kilka minut na wszystko, co jechało. Przerwa na jeżyny i rozmowę z młodymi miejscowymi, którzy uznali, że nie ma szans dotrzeć stopem do Łeby. My jednak z planu nie zamierzaliśmy rezygnować. No i w końcu mężczyzna w średnim wieku podwiózł nas do centrum Jastrzębiej Góry. Uznaliśmy, że to doskonałe miejsce na zakupy (zwłaszcza, że nie wiadomo, gdzie nam przyjdzie spać) i obiad w knajpie (co było chyba największym wydatkiem tego wyjazdu).
Najedzeni z cięższymi plecakami wróciliśmy na drogę w kierunku Karwi i maszerując, machaliśmy na nielicznie przejeżdżające samochody. Po jakimś czasie zatrzymało się starsze małżeństwo (znów samochód na niemieckich numerach). Jechali za Karwię, ale ostatecznie podwieźli nas aż do Krokowej. Bardzo sympatyczni, weseli, śmieszni ludzie. Pan opowiadał dowcipy. Dalej do Słuchowa przejechaliśmy z panią i jej małym synkiem w foteliku z tyłu. Zapamiętałam przede wszystkim, że zatrzymała się na zakręcie i że samochód był strasznie nagrzany, co tłumaczyła przeziębieniem małego. Następnie z przystanku, gdzie doszliśmy po króciutkim spacerze, wziął nas bus robotniczy. Na szczęście krótko. Nikt chyba, łącznie z kierowcą, nie był do końca trzeźwy. I towarzystwo ogólnie bardzo otwarte i wesołe. Znów niedługi kawałek przeszliśmy, kiedy zatrzymało się małżeństwo, które podrzuciło nas do trasy Lębork – Łeba w miejscowości Garczegorze. Robiło się już ciemno, ale ponieważ my sprawdziliśmy, że, jakby co, to mamy pks do Łeby, a naprzeciw przystanka stały samoloty wojskowe, dlatego poszliśmy je obejrzeć i porobić sobie zdjęcia. Kiedy wróciliśmy na drogę, machać bez przekonania, niespodziewanie zatrzymał się za naszymi plecami samochód. Małżeństwo w średnim wieku i ich córka, jak się później okazało, uciekł jej autobus, dlatego rodzice byli po nią w Lęborku. Tylko dwa wolne miejsca, ale kierowca, bez zastanowienia otworzył bagażnik, ogarnął w nim i polecił Rafałowi wskakiwać do środka. Już w drodze dowiedzieliśmy się, że to córka kazała rodzicom zawrócić i nas zabrać. Sympatycznie rozmawiając dotarliśmy do Chabrowa. Tam już musieliśmy ostatecznie skorzystać z busa i już po ciemku dojechaliśmy do Łeby w okolice dworca kolejowego. Mniej więcej wiedzieliśmy, gdzie chcemy spać, dlatego udaliśmy się od razu w stronę przystani i po dość długim spacerze, nie bardzo daleko od wejścia na plażę, zaraz za ujściem Łeby rozbiliśmy namiot. Zmęczeni aktywnym dniem, ale zadowoleni ze zrealizowanego planu, zjedliśmy kolację, zadzwoniliśmy z życzeniami urodzinowymi do Ani B., pogadaliśmy z Muminkiem, który zadzwonił do nas, wypiliśmy po piwie i poszliśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
venividi
Anna Buczek
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 71 wpisów71 7 komentarzy7 199 zdjęć199 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.01.2018 - 31.01.2018